Borsk (Wdzydze). Do 1989 r. lotnisko zapasowe 4 Pomorskiej Dywizji Lotniczej z Malborka.
Tak dużego obiektu, nawet w czeluściach Borów Tucholskich, nie można było ukryć przed wścibskimi oczami cywilów. Dobra legenda była niezbędna. Owszem, wojskowi lotnicy pojawiali się tu czasem by uwiarygodnić oficjalne przeznaczenie obiektu. Zainicjowany 1964 r. w Moskwie program Казимеж nigdy nie wyszedłby na jaw, gdyby nie to co zobaczyliśmy w Borsku wiosną 2015 roku.
Cofnijmy się jednak do 19 kwietnia 1984 roku...
Popołudniu na posterunku milicji w Czersku zadzwonił telefon. Starszy szeregowiec Adam Zieliński otrzymał polecenie, z którym nie mógł dyskutować. Natychmiast, alarmowo, udać się na lotnisko wojskowe w Borsku. Głos w słuchawce przedstawił się jako pułkownik Wiśniewski z pionu "T" Służby Bezpieczeństwa. Późniejsze próby weryfikacji notatki naprędce sporządzonej przez Zielińskiego spełzły na niczym. Nikt, ani w SB, ani po przekształceniach - w UOP i policji, nie słyszał o pułkowniku Wiśniewskim.
Przy bramie lotniska czekał wojskowy UAZ. Kierowca polecił milicjantowi jechać tuż za nim. Popędzili w kierunku progu "11". Po drodze Zieliński nie zastanawiał się nad powodem wezwania. Jechał w przekonaniu, że już za chwilę pozna przyczynę interwencji. Dalsze wydarzenia jednak tylko rozsierdziły funkcjonariusza. Na pasie stał turystyczny autobus z elegancko ubranym kierowcą i kilkoma nieumundurowanymi osobami wewnątrz.
- ustawicie się obok autokaru i na mój znak ruszycie jak najszybciej przed siebie - polecił Zielińskiemu wojskowy bez widocznych dystynkcji,
- jaja sobie robicie? o co tu w ogóle chodzi? - zaprotestował milicjant,
- towarzyszu, to jest rozkaz - powiedział żołnierz głosem pozbawionym emocji, a jednocześnie, sięgając ręką do kabury, wyraźnie zaakcentował zamiar wyciągnięcia pistoletu,
- tak jest - potwierdził Zieliński, tłumiąc rosnące zdenerwowanie.
Żołnierz ustawił się w osi pasa i odliczył głośno - 3... 2... 1... start!
SB szybko ucięło poszukiwania funkcjonariusza milicji. Starszy szeregowiec Zieliński miał zostawić list, w którym narzekał na problemy rodzinne i przedstawiał zamiar popełnienia samobójstwa. Ktoś rozpuścił wieść, że utonął wraz z samochodem w jednym z pobliskich jezior. Jednak ani ciała, ani pojazdu nigdy nie znaleziono. Autokar należący do Zakładu Tkanin Wełnianych w Tomaszowie Mazowieckim, według raportu MSW, był widziany po raz ostatni w Słubicach, tuż przed wjazdem do NRD.
/Komunikacja miejska
19.09.2015 20:18 44966 marcinc
Komentarze